
Głosy z Miasta Włókniarek
Książka „Aleja Włókniarek” Marty Madejskiej wydobywa, zagubione w historycznych zawieruchach, głosy wielu pokoleń Łodzianek, które budowały stolicę polskiego włókiennictwa. Ta przejmująca lektura przypomina o dziedzictwie losów naszych pracujących matek, babek i prababek.
Książka ta niezwykle obficie dokumentuje zawiłe losy kobiet, dla których wybranie pracy włókniarki w ogromny sposób zadecydowało o przebiegu ich życia. Historie te dzieją się w Łodzi, gdzie jak w soczewce skupiają się wszystkie wielkie przemiany społeczne, gospodarcze i polityczne dokonujące się w Polsce na przestrzeni od XIX-wiecznej rewolucji przemysłowej, poprzez dwie wojny światowe i rządy komunistów, aż do likwidacji łódzkiego włókiennictwa po 1989 r.
Marta Madejska pokazuje unikatowe świadectwa każdego z tych okresów, opowiedziane kobiecymi głosami. Książka jest ich bogatym kolażem, który sprawia, że wspólnie przeżywamy głęboko zarówno losy kobiet w niej przedstawionych, jak i losy samej Łodzi od czasów potęgi do upadku jej przemysłu.
Kolaż kobiecych losów
Razem z autorką poszukujemy milczących portretów XIX-wiecznych pionierek rozwijającej się przemysłowej enklawy, która tylko dla nielicznych stała się Ziemią Obiecaną – nieśmiałą próbą uzyskania niezależności od wiejskiej „niewoli u męża i bydła”. Łódź tamtego okresu była jednakże dla wielu kobiet znacznie częściej ziemią przeklętą, zamkniętą w trójkącie fabryka-szpital-cmentarz.
Następnie przyglądamy się, jak rodzący się ruch robotniczy wydobył wreszcie z kobiecych gardeł krzyk niezgody na wyzysk człowieka przez człowieka. Podziwiamy także niesamowite bohaterstwo Łodzianek, które pod zaborem rosyjskim wstępowały do organizacji bojowych i przenosiły pod ubraniem broń, części pras drukarskich oraz nielegalne publikacje.
Jakże rozczarowujące wydają nam się potem słabo egzekwowane warunki i prawa kobiet w pracy w odzyskanej w 1918 r. Polsce niepodległej. Lecz zaraz znowu z uznaniem czytamy o odważnych dokonaniach ówczesnych inspektorek pracy, które walczyły z nadużyciami pracodawców począwszy od oszukiwania na czasie pracy po czynienie z fabryki haremu, jako że przemysł nadal rozporządzał robotnikiem „jak swoją własnością”.
Po kolei poznajemy szeroki wachlarz oddolnych inicjatyw robotniczych dla polepszenia własnego losu, jak solidarność akordowa z II RP, przejmowanie zniszczonych fabryk pod koniec II wojny światowej i strajki przeciwko wyśrubowanym normom produkcyjnym narzucanym przez budujące się PRL-owskie „państwo robotnicze”. Wspólnie z robotnicami z Widzewskiej Manufaktury Wi-Ma pytamy komunistyczną działaczkę: „A kto nas nauczył strajkować, jak jest źle? Przecież ty nas nauczyłaś strajkować!”.
„Aleja Włókniarek” to wielkie dzieło ocalenia od zapomnienia relacji kobiet budujących stolicę polskiego włókiennictwa.
Razem z Łodziankami podczas kryzysu gospodarczego lat 80. XX wieku przechodzimy na dietę przodkiń, złożoną z kartofli, chleba i zupy zalewajki. Oraz wspólnie dziwimy się, że tak niewiele historycy w XXI w. mówią o 20-tysięcznym „marszu głodowym” łódzkich kobiet i dzieci w 1981 r. A także, że również nie słychać szerzej o łódzkich strajkach z 1971 r., kiedy to jedna z robotnic powiedziała ministrowi przybyłemu do miasta bawełny, żeby w nią nie owijał i że ona tanimi rajstopami dziecka nie nakarmi.
Płaczemy nad włókniarkami, nad którymi nikt nie zapłakał po 1989 r., kiedy zlikwidowano cały łódzki przemysł. Z niedowierzaniem pochłaniamy skąpe wycinki z mediów tego okresu, które wskazują na brak dobrej woli i chciwość oraz nieczułość na tragedie ludzi bez pracy ze strony wszystkich ówczesnych sił politycznych. Zdajemy sobie sprawę, że to, co wydarzyło się wtedy w Łodzi jest traumą do dzisiaj.
Z tym większą zadumą przyglądamy się uroczystości nadania nazwy Rynku Włókniarek Łódzkich placowi pośrodku centrum handlowego Manufaktura – prawdziwej świątyni konsumpcji, w którą zamieniły się dawne mury fabryczne wzniesione z udziałem krwi, potu i łez.
Odkrywanie herstorii
Książka „Aleja Włókniarek” wpisuje się w nurt herstorii, czyli opowiadania dziejów z punktu widzenia kobiet. Nazwa herstoria (z ang. her story to „jej historia”) powstała w odróżnieniu od historii, definiowanej jako his story, czyli „jego historia”. Historia powszechna, której nadal uczymy się w szkołach, zdominowana jest przez dzieje wielkich bitew, odkryć czy osiągnięć, w których główną rolę grali mężczyźni – królowie, żołnierze, odkrywcy, wynalazcy.
Kobietom poświęca się cały czas za mało miejsca w podręcznikach historycznych. Można nawet stwierdzić, że są tam prawie niemymi obserwatorami działań swoich mężów, ojców i synów. Kiedy ci mężczyźni walczyli i ginęli w wojnach w imię różnych ideologii, one toczyły codzienne bitwy o przetrwanie swoje i dzieci. Gdy mężczyźni dokonywali spektakularnych odkryć, ich żony zapewniały im komfortowe warunki pracy twórczej zajmując się domem. Wydawałoby się, że mało się to nadaje na sztandary, pieśni i chwały.
Dlatego herstoria była dotąd traktowana jako tylko dopływ głównego nurtu historycznego. W rzeczywistości jednak oba te nurty płyną równolegle do siebie i nie ma jednego, bez drugiego. Lecz dopiero pokolenie współczesnych badaczek próbuje na nowo odkryć ten kobiecy pierwiastek w dziejach.
Należy do nich Marta Madejska, z wykształcenia kulturoznawca i pracownica Muzeum Sztuki w Łodzi. W swojej książce przekazuje ona zarówno głos innym kobietom, jak również sama prowadzi narrację z kobiecej perspektywy. Dzięki niej odkrywamy kobiecą przeszłość Łodzi – Miasta Włókniarek.
„Aleja Włókniarek” dokonuje wielkiego dzieła ocalenia od zapomnienia relacji kobiet budujących stolicę polskiego włókiennictwa, co czyni z niej sztandarową publikację dokumentującą historię naszego społeczeństwa i pozycję obowiązkową dla każdej z nas, byśmy pamiętały, ile zawdzięczamy ciężkiej pracy naszych przodkiń.

