
City Break Łódź – Spacer po Ziemi Obiecanej cz. 1
Niedawno rozpoczęta lektura słynnej powieści Władysława Reymonta „Ziemia Obiecana” zainspirowała nas do weekendowej wyprawy szlakiem Łodzi przemysłowej. Oto pierwsza część relacji ze spaceru śladami największych łódzkich fabryk i ich właścicieli.
Historycznie Łódź to dziecko rewolucji przemysłowej. Miasto, które dziś jest trzecie pod względem liczby mieszkańców w Polsce, jeszcze dwieście lat temu było niewielkim wiejskim miasteczkiem rolniczo-handlowym z jedynie 767 mieszkańcami (i to mimo faktu nadania mu praw miejskich już w 1423 r. przez króla Władysława Jagiełłę).
Początki Ziemi Obiecanej
Imponujący rozwój miasta był możliwy dzięki gwałtownemu uprzemysłowieniu lniano-bawełnianej osady fabrycznej Łódka, utworzonej przez władze carskie Królestwa Polskiego w 1824 r. Dziś powiedzielibyśmy, że była to specjalna strefa ekonomiczna.
Rząd i miasto stwarzały inwestorom liczne zachęty: przekazywano im grunty, przyznawano preferencyjne kredyty, pomagano wznosić fabryki oraz dawano liczne upusty celne na import surowców. Jednocześnie, preferencyjna polityka celna między Królestwem Polskim a Cesarstwem Rosyjskim otworzyła na wschodzie ogromne możliwości zbytu dla łódzkich wyrobów włókienniczych.
Dogodne warunki do inwestowania były podkreślane w akcji propagandowej specjalnych, zagranicznych wysłanników Królestwa Polskiego i trafiały na podatny grunt zwłaszcza w Prusach, bowiem Europa Zachodnia zalana była wysoce konkurencyjnymi towarami włókienniczymi produkcji angielskiej.
Wkrótce do miasta nadciągnęła fala inwestorów, którzy upatrywali w nim swej Ziemi Obiecanej. Większość niemieckich osadników stanowili tkacze, prządkowie i postrzygacze bawełny, często przenoszący do Łodzi całe warsztaty. Zatrudnienie w szybko rozwijającym się łódzkim przemyśle włókienniczym znajdowali przede wszystkim chłopi, którzy w 1864 r. zostali ukazem cara uwolnieni od feudalnej pańszczyzny.


Stolica włókiennictwa
Bazując na tym tle historycznym, odwiedziliśmy Łódź pragnąc dowiedzieć się więcej o losach zarówno wielkich potentatów włókiennictwa, jak i zwykłych robotników. Fascynująca powieść W. Reymonta, choć wzorowana na rzeczywistych postaciach przemysłowej Łodzi, była jednak fikcją. My za to chcieliśmy przekonać się, dla kogo stolica polskiego włókiennictwa stała się faktycznie Ziemią Obiecaną.
Celem naszego spaceru było odwiedzenie największych XIX-wiecznych inwestycji włókienniczych Łodzi. Zobaczyliśmy Widzewską Manufakturę Juliusza Kunitzera i Juliusza Heinzla, Białą Fabrykę Ludwika Geyera, Księży Młyn Karola Scheiblera i pałac jego zięcia Edwarda Herbsta oraz fabrykę i pałac Izraela Poznańskiego.
Do Łodzi dojechaliśmy bardzo dogodnym połączeniem kolejowym i wysiedliśmy na dworcu Łódź Niciarniana. Droga poprowadziła nas najpierw wzdłuż Alei Piłsudskiego, gdzie natrafiliśmy na zabudowania Widzewskiej Manufaktury (w skrócie WI-MA), które kryją w sobie bardzo bogatą, ale i tragiczną kartę historii miasta.
Tragiczna WI-MA
Początki tej fabryki są nierozerwalnie powiązane z osobą Juliusza Kunitzera. Zaczynał on jako zwykły robotnik w jednej z tkalń, ale umiejętności i ambicja zaprowadziły go wkrótce na stanowisko kierownicze. To jednak mu nie wystarczyło, gdyż marzył o własnym biznesie.
Od pierwszego wspólnika i swojego szwagra Ludwika Meyera odkupił ledwie wzniesione zabudowania fabryczne we wsi Widzew i wkrótce postawił tam nowoczesne przedsiębiorstwo bawełniane, w którym kompleksowo przerabiano surowiec na gotowy, ufarbowany wyrób. By dalej rozwijać firmę do spektakularnych rozmiarów, zdecydował się on w 1880 r. na spółkę ze swym imiennikiem Heinzlem, który również wspiął się po drabinie kariery ze szczebla tkacza do fabrykanta.
Współpraca okazała się bardzo owocna – firma rozbudowywała swoje działy, dociągnięto do fabryki tory kolejowe i wzniesiono osiedle robotnicze z ponad stoma domami, a także szpital, żłobek i salkę teatralną. Założono także kasę chorych, z której wypłacano zasiłki, funkcjonowało też ubezpieczenie od wypadków przy pracy, a kwestie socjalne regulowała komisja złożona z robotników.

Juliusz Kunitzer należał także do czołowych łódzkich filantropów: działał w lokalnym komitecie Czerwonego Krzyża, przyczynił się do powstania miejskiego pogotowia ratunkowego i wspierał Łódzką Straż Ogniową. Popierał także wprowadzenie języka polskiego jako wykładowego w Szkole Handlowej, której był współzałożycielem. Należał również do inicjatorów powstania miejskiego systemu wodociągów i kanalizacji, co jednak hamowała ówczesna biurokracja.
Ogromnym osiągnięciem J. Kunitzera było uruchomienie w Łodzi tramwajów elektrycznych w 1898 r., które w dzień woziły do pracy ludzi, a w nocy transportowały surowce i towary do fabryk. Sam założyciel chętnie poruszał się tym środkiem transportu, ale wkrótce zakończyło się to dla niego tragicznie.
Rosyjska rewolucja robotnicza z 1905 r., skierowana przeciw caratowi, przemysłowcom i właścicielom ziemskim, miała również gwałtowny przebieg w Królestwie Polskim. W Łodzi na znak solidarności z ofiarami krwawej niedzieli w Petersburgu strajkowali robotnicy, także w zakładach Kunitzera. Zdecydował się on na bezwzględne rozpędzenie strajku siłą i wezwał do tego generał-gubernatora.
Pacyfikacja była bardzo brutalna, przez co fabrykant stał się wśród ruchu robotniczego symbolem wyzysku. Wskutek tych wydarzeń, Polska Partia Socjalistyczna wydała na Kunitzera wyrok. Wykonano go kilka miesięcy później, właśnie w tramwaju – tam kilkukrotnie strzeliło do niego dwóch zamachowców.
Fabrykę przejął potem Oskar Kohn z rodziną, jednak złe zarządzanie doprowadziło w międzywojniu do ogłoszenia upadłości i oddania jej pod kuratelę państwa. W okresie II wojny światowej WI-MA była częścią Zakładów Hermanna Göringa i produkowała włókna sztuczne na potrzeby hitlerowskich Niemiec.
W PRL fabrykę upaństwowiono i podzielono na trzy jednostki: Widzewskie Zakłady Przemysłu Bawełnianego „1 Maja”, Widzewską Fabrykę Maszyn „Wifama” oraz Zakłady Włókien Chemicznych „Anilana”. W tych ostatnich produkowano włókna celulozowe, białkowe, anilanę oraz tworzywa antykorozyjne i jedwab szklany.
W wyniku przekształceń własnościowych i prywatyzacji po 1989 roku oraz przez zalew taniego importu z Azji, produkcję zakładów stopniowo wygaszano. Obecnie ich powierzchnia poprzemysłowa (wpisana do gminnej ewidencji zabytków) wykorzystywana jest na działalność przedsięwzięć kulturalnych pod nazwą Zakłady Przemysłów Twórczych WIMA.

Artystyczny mural na ścianie byłej fabryki przedstawia wizerunek słowiańskiej bogini Mokosz, której głowa otoczona jest kłosami zbóż i plonami, a jej włosy utkane są z nici. Była ona symbolem ziemi, płodności, seksualności, a także patronką przędzenia i tkactwa, której składano ofiary z kłębka wełny. Mural stanowi więc celne odwołanie do historii Łodzi, gdyż dominującą większość pracowników przemysłu włókienniczego miasta stanowiły kobiety.
Pionierska Biała Fabryka
Nie mogliśmy na naszej trasie pominąć Białej Fabryki przy ulicy Piotrkowskiej 282. Jej założycielem był Ludwik Geyer – pionier łódzkiej Ziemi Obiecanej wzniósł ten budynek już w latach 30. XIX w. i zainstalował w nim pierwszą w Królestwie Polskim maszynę parową.
Oprócz roli fabrykanta, L. Geyer pełnił także funkcję honorowego radnego miejskiego oraz próbował zaszczepić na łódzkim gruncie pierwsze rozwiązania socjalne: utworzył kasę zakładową, z której opłacano lekarza fabrycznego i wypłacano zasiłki oraz sfinansował szkołę fabryczną. Jednak w wyniku błędów w zarządzaniu, kłopotów w spłacie kredytów oraz konieczności odbudowy tkalni po pożarze, fabryka Geyera traciła pozycję wobec biznesu głównego konkurenta – Karola Scheiblera.
Decydujący cios dla przedsięwzięć Geyera zadał tzw. głód bawełniany w Europie, który był konsekwencją ograniczenia eksportu bawełny z ogarniętych wojną secesyjną Stanów Zjednoczonych. Został on także wkrótce oskarżony o oszustwo podatkowe, gdyż unikał płacenia pełnej akcyzy od działalności gorzelniczej, którą dodatkowo prowadził.
Gdy nie mógł opłacić wysokiej grzywny, trafił na krótko do więzienia. Po tym wydarzeniu podupadł na zdrowiu i zdecydował się wydzierżawić swoją fabrykę, a sam zajął się w niej kwestiami technicznymi. Zmarł jako bankrut w 1869 r.
Dziś w budynku jego fabryki mieści się Centralne Muzeum Włókiennictwa. Podczas zwiedzania ogromne wrażenie zrobił na nas pokaz uruchomionych krosien tkackich. Słysząc ogłuszający huk tylko kilku z nich można łatwo zrozumieć, dlaczego robotnicy postrzegali je jako „diabelskie maszyny”.


Podczas naszej wizyty w tym muzeum, zapoznaliśmy się także z zaprezentowanymi tam pracami z 16. Międzynarodowego Triennale Tkaniny. Sporo instalacji miało wyraz zaangażowania społecznego i politycznego, więc znaleźliśmy także akcent wegański.
Aleksandra Kozioł, absolwentka Akademii Sztuk Pięknych w Łodzi zaprezentowała „Świętych”, czyli tkane sztandary z wizerunkami trzech zwierząt najbardziej eksploatowanych w przemyśle mięsnym (kura, krowa i świnia), nadając im status męczenników. Jak napisano w notatce przy tej pracy, porusza ona „temat trudny, ponieważ współczesny konsument (…) odrzuca myśl, że jego komfort niesie ze sobą cierpienie istot żywych”.

Zapraszamy do towarzyszenia nam w dalszej podróży po Łodzi śladami Ziemi Obiecanej – następny wpis znajdziesz tutaj:
https://babkazzasadami.pl/city-break-lodz-spacer-po-ziemi-obiecanej-2/
Przeczytasz w nim relację z wizyty w Księżym Młynie Karola Scheiblera i pałacu jego zięcia Edwarda Herbsta oraz w fabryce i pałacu Izraela Poznańskiego.
Do przeczytania!
Źródła danych:
Marcin J. Szymański i Błażej Torański „Fabrykanci. Burzliwe dzieje łódzkich bogaczy” (Zona Zero, Warszawa 2016)
Marta Madejska „Aleja Włókniarek” (Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2019)

